Bywam, zdobywam

Warszawska Praga, poza wszystkimi innymi lokalnymi atrakcjami, szczyci się podobno większą niż w innych dzielnicach ilością second handów. I chyba coś w tym jest, bo z okien tramwaju, czy autobusu często widuję ich szyldy. Niestety, (a kto wie, może i na szczęście?),  przysłowiowe „zagłębie” tych przybytków szafiarskiej rozpusty, czyli ul. Targowa, choć blisko, leży jednak poza moimi stałymi trasami.

Nie jestem jednak tak zupełnie pozbawiona dostępu do nich. W drodze do i z pracy mijam dwa lumpeksy. W jednym z nich bywam średnio dwa, trzy razy w miesiącu. Częściej jednak tylko w celach rozpoznawczych, niż kupieckich, ale to już osobna kwestia.

Do drugiego natomiast zaglądam bardzo rzadko. Z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze wszystkie rzeczy, spryskane obficie płynem dezynfekującym i stłoczone w wielkiej ilości, wydzielają fetor, którego nawet ja, raczej przyzwyczajona do lumpeksowego „zapaszku”, nie jestem w stanie znieść.

Po drugie ceny są ustalane w bardzo tajemniczy sposób. Nie ma bowiem ani stawki za kilogram, ani też metek z jednostkowymi cenami. Gdy podchodzi się z wybraną rzeczą do urzędującej za ladą pani z monstrualną blond fryzurą i tipsami, których nie powstydziłaby się Jola Rutowicz, pomiędzy jedną a drugą plotą, wykrzyczaną do swej współpracownicy, rzuca ona okiem na delikwenta, szacuje stan jego portfela i na tej podstawie dokonuje wyceny.

Kierując się jedynie zdrowym rozsądkiem powinnam omijać to miejsce szerokim łukiem. Tak się jednak składa, że za każdym razem, gdy tam bywam, zawsze upoluję coś naprawdę godnego uwagi. Najwidoczniej pani na lumpeksowych włościach wyczuła, że nie trafiła na krezusa, więc i ceny na ogół okazują się być do przyjęcia.

Tak też było z kombinezonem, który, z racji kapryśnej pogody oraz czekającej mnie wędrówki po mieście, przywdziałam dziś na siebie. Zestaw dopełnia zwyczajny sweterek z H&M oraz indyjska biżuteria, uzupełniona kolczykami własnej roboty.

Natomiast szal, choć pokazuję go tu po raz pierwszy, jest z pewnością najstarszy w mojej kolekcji. Wiele lat temu Mama kupiła mi go na bazarku pod Uniwersamem, do którego wyprawialiśmy się rodzinnie, zanim jeszcze nastała epoka hipermarketów. Ale to już zupełnie inna historia. Kto wie, może kiedyś i o tym napiszę…

kombinezon /New Look/ – lumpeks
sweterek – H&M,%
szal – bazarek pod Uniwersamem
naszyjnik – Shiva, %
pierścionek – India Market
kolczyki – twórczość własna
bransoletki – Shiva, lumpeks, India Market
baleriny (z motylkami!) – Ambra, %

Podobne wpisy

Tags: , , , , , , ,

Comments (5)

Trackback URL | Comments RSS Feed

  1. Antica pisze:

    Scarlet: Brązy to moja ulubiona tonacja kolorystyczna. Oj, przyciągają, to fakt. A z tym lumpeksem u kuzyna to masz szczęście. 🙂

    Miszona: Nie wiem, jak to jest z kombinezonami w lumpeksach w ogóle, ale ja trafiam na nie bardzo rzadko. Lumpeks lumpeksowi nie równy. Niektóre to rzeczywiście szmacińce. Ale bywają i bardzo przyzwoite jakościowo. I cenowo też.

    agg: Dziękuję. Mam dokładnie tak samo. Niby blisko, a totalnie nie po drodze. I ten brak czasu… 🙁

    Fallka: Dziękuję. Moja szafa, choć całkiem spora, tez już ledwo mieści ten cały ciuchowy kram. Również często trafiam na niezłe ciuchy, ale w jakiś kolosalnych rozmiarach. A przerabiać nie mam ani czasu, ani ochoty.

  2. fallka pisze:

    Świetne połączenie kolorów 🙂
    A ciuchlandy uwielbiam. Aczkolwiek chodzę raczej przypadkowo. I dawno nie byłam, bo i tak tonę w ubraniach 😉 Poza tym, rzadko udaje mi się trafić coś w moim stylu – zazwyczaj przeglądam wielkie wieszaki spódnic, bluzek i sukienek i znajduję 3 w moim stylu ale za to zawsze w złym rozmiarze 😀

  3. agg pisze:

    świetny ten kombinezon, ja niby Targową i Wiatrak mam po drodze ale czasu wiecznie mi brak by porządnie poszperać

  4. Miszona pisze:

    Jak ja uwielbiam kombinezony 🙂 Co prawda mam w szafie zalewdwie trzy ale mam nadzieję że kolekcja się powiększy.

    Oj jak ja dawno nie byłam w lumpeksie. Żeby jeszcze jakieś w miarę przyzwoite były. Jak nie cena z kosmosu to same szmaty że aż nie chcę się wchodzić.

  5. Scarlet pisze:

    Lubię takie stonowane, ciepłe kolory. A o lumpeksach wiem tyle – mają siłę przyciągania. Wiele z nich odwiedziłam. Nie mogłam się nawet powstrzymać, gdy byłam na wczasach, by tam nie wejść. I nigdy nie żałuję. Na moje „nieszczęście”, mój kuzyn otworzył własny lumpeks. Wie co lubię, czasem odkłada mi pod ladę 🙂

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *