Do pracy by się szło…
Wszystko co dobre, niestety szybko się kończy. A zwłaszcza, jeśli jest to urlop. Moja mina na poniższych zdjęciach dobitnie świadczy o tym, że nie omdlewam z zachwytu na myśl o dzisiejszym wyjściu do pracy.
Jednak nie ma tego złego… Poza wszystkimi innymi mniej lub bardziej wymiernymi korzyściami, praca mobilizuje człowieka i stawia do pionu. Choć pobudka o godzinie 5:40 absolutnie nie jest czymś, co „tygryski lubią najbardziej”. Ale bez przesady, nie ma dramatu.
Są za to dwa, a właściwie trzy znaleziska, dokonane podczas niedawnych porządków w szafie. Pierwszym jest z całą pewnością naszyjnik. Chociaż kupiony lata temu, dopiero dziś ma swój debiut. Drugie odkrycie to wdzianko w trudnym do określenia odcieniu brązu. Niby nic takiego, ale te marszczone rękawki, podwinięte patką z guziczkiem, dodają smaczku.
I trzecia, najskromniejsza zdobycz, to czarna tunika. Także bez zbędnych ekstrawagancji. Jej jedyną ozdobą są delikatne marszczenia przy dekolcie. Niestety, szklane oko nie dało rady tego zarejestrować.
No i przysłowiowa wisienka na torcie, czyli piękna „zaturbaniona” torba od Bastetlady. W stałym użyciu i pokazywana już na blogu, ale po raz pierwszy w roli solistki.
szarawary, szal/chusta – India Market
wdzianko, tunika /Esprit/ – lumpeks
bluzka /Camaieu/ – prezent
naszyjnik, pierścionek – India Market
kolczyki – twórczość własna
bransoletka czarna – Ganga
bransoletka drewniana – prezent
torba – Bastetlady
Dziękuję. 🙂
bardzo ciekawe 🙂
Dziękuję. To moja ulubiona kolorystyka. 🙂
Pięknie Ci w brązach 🙂