Kolorowe kamyki
Bywają czasem takie dni, kiedy niby nie dzieje się nic istotnego, a jednak kilka drobnych zdarzeń potrafi sprawić wiele przyjemności. Dokładnie tak było wczoraj.
Od rana potoki słonecznego światła. Świeża, soczysta zieleń, niemal pulsująca z każdego skrawka przestrzeni, wolnego od betonu i asfaltu. Mężczyzna w dobrym humorze, a zatem pogodny nastrój w domu. Kapryśna wena, chichocząc z cicha, podsuwa mi pomysł na strój, także pełen liści i kwiatów.
Część drogi do pracy spędzam w zaskakującym i niespecjalnie chcianym towarzystwie pewnego wytatuowanego jegomościa, o wielce praskiej fizjonomii, urodą przypominającego pomarszczony kartofel. Wtoczywszy się do tramwaju bardzo chwiejnym już krokiem, na mój widok aż otwiera usta ze zdziwienia. Ale niestety, już po chwili daje niepohamowany upust swemu zaskoczeniu.
Z jego wypowiedzi, okraszonej mocno niecenzuralnymi przerywnikami, wnioskuję, że zarówno moje warkoczyki, jak i uroda w ogóle zostały przezeń stanowczo docenione. I byłoby to może nawet na swój sposób miłe, gdyby nie fakt, że ten specyficzny monolog zostaje kilkakrotnie powtórzony. Oczywiście pełnym głosem, a chwilami nawet na granicy krzyku, bo, jak wiadomo, płynny „uszczęśliwiacz” mocno rzuca się na uszy. Na szczęście kłopotliwy towarzysz wysiadł po kilku przystankach.
W pracy spokojnie i bezstresowo. Za to bardzo towarzysko. Przyszło kilka zaprzyjaźnionych czytelniczek. Maili i smsów też jakby więcej niż zazwyczaj. Jeszcze parę miłych komentarzy na blogu. Sympatyczna pogawędka z panią w kiosku. Powrót do domu, o dziwo niezatłoczonym tramwajem. I już na szczęście bez dodatkowych atrakcji.
Domowe ciepełko, kolacja i sesja fotograficzna. Kilka stron książki (teraz czytam „Listę siedmiorga” M. Frosta), parę machnięć, ostatnio trochę zapomnianym, szydełkiem. I wreszcie najprzyjemniejsza czynność, czyli błogi sen. No i popatrzcie sami, przecież tego dnia właściwie nic się nie zdarzyło, a jaki był przyjemny i udany.
Bo naprawdę warto zauważać drobiazgi i cieszyć się nimi. Szczęście rzadko bywa oszlifowanym wielokaratowym diamentem. Najczęściej to garść szkiełek i kamyków. Kolorowa mozaika naszego życia…
tunika – India Market
szarawary – Ganga
bluzka, chustka – Shiva
opaska – Parfois
kolczyki – Six i twórczość własna
naszyjnik, bransoletki – India Market
pierścionek – Diva, %
baleriny – Ambra
Dziękuję. Nimfa leśna… Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał. 🙂 A o komunikacji (międzyludzkiej) w środkach komunikacji miejskiej można by grube tomy zapisać. Sceny ciekawsze, niż w niejednym serialu. 😉
wyglądasz cudownie niczym nimfa leśna. cała jestes taka w kwiatach. najbradziej zachwyca mnie połączene tuniki z chustą na warkoczykach. baśniowo. swoją drogą w komunikacji miejskiej czy na ulicy zawsze znajdzie się ktoś kto bardzo głośno artykułuje swoje zadowolenie/zdziwienie/zachwyt. zreszta ja tam sie nie dziwię bo wyglądasz zjawiskowo.
śliczne są te szarawary:)
Dziękuję. Taki sam roślinny motyw jest też na pasie gumek na górze i na kieszeniach.
piękny wzór na szarawarach <3