Moja mała rewolucja
Z natury źle znoszę gwałtowne zmiany. Obrastam w przyzwyczajenia, niczym muszla kraba pustelnika w pąkle i ukwiały. Zwykle ciężko mi jest w jednej chwili przestawić się na coś zupełnie nowego. Ale czasami to konieczność. Po prostu nie można inaczej.
Od lat miałam tę samą nieskomplikowaną i co tu dużo mówić, dosyć nijaką fryzurę. Jednak już od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem małej rewolucji. Kilka dni temu wreszcie się dokonała. Trwała dokładnie sześć godzin. Tyle bowiem czasu potrzebowała absolutna profesjonalistka w osobie przesympatycznej Baglady, by wyczarować na mojej głowie równo 160 warkoczyków.
Zgodnie z pierwotnym pomysłem miały to być dredki, ale doszłam jednak do wniosku, że warkoczyki zdecydowanie bardziej mi się podobają. I był to strzał w dziesiątkę. Jak na razie rejestruję same plusy.
Nareszcie nie muszę codziennie myć, czesać i układać włosów, a fryzura właściwie trzyma się sama i zawsze dobrze wygląda. Co prawda skóra głowy jeszcze się przyzwyczaja do nowego dla niej napięcia i lekkiego obciążenia, ale to z pewnością nie potrwa długo. A poza tym wreszcie będę mogła bardziej efektownie wykorzystać spory zbiór chust i szali.
Tyle walorów czysto praktycznych. Jeśli chodzi o efekty estetyczne, oceńcie sami. Mnie w każdym razie bardzo się podoba. Niewątpliwie dzięki warkoczykom stałam się zdecydowanie bardziej wyrazista, a tym samym bardziej widoczna.
Miałam w tym jeszcze jeden istotny cel. Ze względu na hmm, nazwijmy to eufemistycznie „specyficzny” sposób poruszania się, niemal od zawsze ludzie przyglądali mi się, często nie szczędząc przy tym przykrych uwag. Pomyślałam więc sobie, że skoro tak lubię etniczne, artystyczne stroje, dodatki i ozdoby, to mogę wykorzystać swój styl do odwrócenia uwagi od mankamentów i minusów.
Nie wiem, czy w pełni mi się to udało, ale z pewnością przyniosło pewien efekt. A warkoczyki, zgodnie z oczekiwaniami, wyraźnie go wzmocniły. Świadczyć o tym może chociażby spora garść, zabawnych jak na razie sytuacji, jakie miały miejsce w ciągu tych kilku dni. Ale to już jest materiał na osobny post.
maxi sukienka – Allegro
bluzka/sweterek – Shiva
kamizelka – od Mamy
torebka – lumpeks, 5 zł
opaska – Parfois
kolczyki – I am, %
bransoletka – India Market
naszyjnik – India Market i twórczość własna
Podobne wpisy
Tags: Maxi sukienka, Styl i stylizacja, Warkoczyki
Bardzo dziękuję! 🙂 Tyle komplementów na raz… Aż się zarumieniłam. 😉
Pięknie Ci w tych warkoczykach :)! A w ogóle to byłam w ogromnym szoku, dowiedziawszy ile masz lat. Chciałabym tak młodo wyglądać! 🙂
Ojej, dziękuję bardzo! 🙂
strzal w dziesiatke, w setke, w miliona!
gryziolki: Dziękuję. Pokażę, jak nauczę się go ładnie układać i upinać. I gdy warkoczyki jeszcze troszkę zmiękną, bo na razie, mimo dwóch myć, jeszcze są trochę sztywne.
baglady: No widzisz, a tak narzekałaś. 😉 Dziękuję. Moja siostra była zachwycona Twoim dziełem. Też chce warkoczyki, więc pewnie niedługo będziesz miała kolejną klientkę. 🙂
chyba pierwszy raz to powiem-super muzyka na blogu:)))
a w ogole to sie nie moglam doczekac tego posta-pieknie ci , naprawde!!
o wow. jaka odmiana. wyglądasz przepięknie w warkoczach. widać Cię dużo wyraźniej. pokażesz kiedyś wersję z warkoczykami zawiązanymi w kok?
Saia: Dziękuję bardzo.
keendi: Dziękuję. Też zauważyłam, że moje kreski nareszcie są widoczne na zdjęciach.
agg: Nie ja się odważyłam, tylko Pan Fotograf mnie wygonił! Po kilku minutach już latały firanki w okolicznych oknach. Oj, chyba nieprędko odważę się na powtórkę. A za komplement rzecz jasna dziękuję.
przełamałaś się i wyszłaś na balkon! brawo!
a, że w warkoczach Ci super to prosta sprawa:)
Mnie się wydaje, że ta fryzurka lepiej do Ciebie pasuje:) Jakoś tak bardziej masz teraz podkreślone oczy:)
Co tu dużo mówić…rewelacja!