Mrozoodporne
Kilka postów temu wspominałam o wyjątkowo ciepłych szarawarach, sprezentowanych mi przez mojego Oblubieńca, właśnie z myślą o zimie. Ponieważ jak na razie końca mrozów nie widać, na dodatek czekała mnie wyprawa „na miasto”, a dokładniej do księgowości, w celu podpisania jednego papierka, postanowiłam więc dziś wreszcie je przetestować.
I rzeczywiście, w połączeniu z grubymi rajstopami i wysokimi kozakami okazały się być niemal całkowicie mrozoodporne. Czego niestety, nie da się powiedzieć o reszcie dzisiejszego zestawu.
Oprócz widocznej na zdjęciach bluzki, tuniki i kamizelki, miałam na sobie jeszcze sweterek i płaszcz. Ponieważ jednak, na mocy tajemnej zmowy, tramwaje i autobusy postanowiły dzisiaj odjeżdżać mi wprost sprzed nosa, więc czekając po kilkanaście minut na następne, zdecydowanie poczułam na własnej skórze moc niemiłościwie nam panującej zimy.
Przy dłuższym użytkowaniu okazało się, że cudowne szarawary mają pewną malutką wadę. A mianowicie pozostawiają na rajstopach mnóstwo drobnych kłaczków, których ogromnie trudno się pozbyć.Częściowo zaradziła temu lepka rolka do czyszczenia ubrań. Ale obawiam się, że bez maszynki do strzyżenia swetrów jednak się nie obejdzie.
Ta drobna niedogodność jest jednak niczym, jeśli weźmie się pod uwagę wszystkie niezaprzeczalne zalety, w postaci przemiłego w użytkowaniu materiału (welur bawełniany z niewielką domieszką czegoś elastycznego), pięknego, wiosennego koloru, a nade wszystko wspomnianych wyżej wybitnych walorów grzewczych.
Tak bardzo je polubiłam, że gdy je zakładam, to jakby odrobinę mniej dotkliwie odczuwam narastające ostatnio niezadowolenie z konieczności wdziewania na siebie coraz grubszych ciuchów. Ale nawet one nie mogą całkowicie uciszyć mojej wielkiej tęsknoty za wiosną, ciepłem i długimi sukienkami, noszonymi wreszcie bez dodatkowych warstw.
szarawary – prezent imieninowy od Ł.
bluzka – bazarek pod Uniwersamem
tunika – Allegro
kamizelka – od Mamy
kolczyki – I am, %
naszyjnik – Shiva i twórczość własna
bransoletka, pierścionek – India Market
buty – Ambra
Trzeba będzie… ale to juz na mailu 😉
Skoro ta wymiana zdań toczy się na moim blogu, to może i mnie byście wtajemniczyły? Nieładnie tak, mieć tajemnice w towarzystwie… 😉
a ja wiem o czym Asia mówi:):P
Gryziu, kto tu kogo komentuje, bo się zgubiłam? 😉 Szarawary, ponieważ sama je sobie wybrałam, to wiem, że były kupione na Allegro. I niestety, nie były tanie (ok. 80 zł). Naszyjnik pierwotnie miał okropnie hałaśliwe dzwoneczki. Zamieniłam je na kamyczkowe zawieszki. W nieodżałowanym Ciuch-ciuchu można było takie kupić po 2 zł za sztukę. A że ze sklepami indyjskimi nawet w dużych miastach różnie bywa, to już słyszałam i rzeczywiście dziwna sprawa. 🙁
agg to juz wiem do kogo napisze w sprawie „welurkowego cuda” 😉
Antica piękny ten naszyjnik. Też bym taki chciała 😉 szkoda tylko że w Poznaniu raczej krucho ze sklepami indyjskimi (co dziwne bardzo).
Dziękuję. Ja uwielbiam welur, może dlatego, że trochę kojarzy mi się z ubrankami z dzieciństwa. 😉 Niestety, ciężko trafić na coś ciekawego z tego materiału. Z codziennych ciuchów w wersji welurowej najpopularniejsze są dresy, których ja NIE ZNOSZĘ! Więc na razie, oprócz szarawarów, mam tylko dwie welurowe maxi kiecki i bluzkę z weluru i koronki. Ale to wszystko na takie bardziej uroczyste okazje.
zapomniałam Ci powiedzieć jak się widziałyśmy, że boskie są te szarawary:) gdyby nie moja absolutna awersja do weluru to też bym w takie zainwestowała