Niebieski śnieg
Zima to według mnie zdecydowanie najgorsza pora roku. Zwłaszcza, gdy trzeba ją przetrwać w mieście. Przez cztery miesiące, a czasem i więcej, jak nie trzaskające mrozy, to śnieg, który błyskawicznie przybiera postać szaroburej, śliskiej brei, przesyconej wyżerającą buty solą i piaskiem, który chrzęści później w całym mieszkaniu, pomimo sprzątania oraz rozłożonych w przedpokoju dywaników i gazet.
Mroczne poranki, długie wieczory, permanentny brak słońca… O której godzinie bym się nie położyła spać, rano wstaję półprzytomna, z rozpaczą myśląc o tym, że trzeba wyjść z domu i tłoczyć się w przegrzanych środkach komunikacji miejskiej. Okropność…
W ten właśnie sposób zaczął się wczorajszy dzień. Ale gdy czekałam na kolejny tramwaj, bo ten, na który usiłowałam zdążyć, oczywiście jak zwykle uciekł mi sprzed nosa, dla zabicia czasu zerkając na zebranych wokół potencjalnych współpasażerów, zauważyłam kobietę, prowadzącą za rękę dziewczynkę wystrojoną w różowy kombinezon.
Pobieżna obserwacja i wczesna pora sugerowały, że mała niedawno zaczęła podstawówkę. Ale, w odróżnieniu od reszty przystankowiczów, bynajmniej nie okazywała zniecierpliwienia czy rozdrażnienia, wyraźnie zachwycona obserwowaną wokół zimową aurą.
Z łezką w oku przypomniałam sobie, że ja w jej wieku zachowywałam się przecież dokładnie tak samo. A potem z wielkim zapałem tworzyłam zimowe obrazki. Śnieg oczywiście rysowałam niebieską kredką, by był widoczny na białej kartce.
A jeśli już mowa o tym kolorze, to kilka dni temu, dla przełamania noszonych ostatnio brązów, zieleni i czerwieni, wyciągnęłam z szafy kilka niebieskich ciuchów. Szarawary wypatrzyłam niedawno na wyprzedaży w jednym ze sklepów indyjskich. Pozostałe trofea z tych łowów pokażę niebawem w następnych postach.
Tunika też jest orientalnej proweniencji. Gdy ją kupowałam kilka lat temu, w mojej szafie niemal niepodzielnie panowały brązy, więc nie miałam wówczas za bardzo z czym ją zestawić. Ale nareszcie doczekała się odpowiedniego towarzystwa. Reszta zestawu indyjsko-sieciówkowa.
szarawary – Ganga, %
bluzka – Shiva, %
tunika – India Market
naszyjnik – Rossmann
kolczyki – Six,%
pierścionek – H&M
bransoletka – India Market
buty – Ambra
Na pewno polecam sklepik Ganga na Świętojańskiej. Wybór szarawarów, z tego co wiem, mają największy w okolicy. I bardzo ładną biżuterię. Od jakiegoś czasu trwają tam przeceny. I chyba jeszcze potrwają przez kawałek marca, bo nowa, wiosenno-letnia dostawa ma być dopiero w kwietniu. Jak tylko pogoda trochę znormalnieje, zapraszam na mały rajd made in India. 🙂
czyli muszę wreszcie zajrzeć do jakiegoś indyjskiego przybytku:)