Szczęśliwe zakończenie
Miniony tydzień upłynął mi pod nieco irytującym hasłem „nie ma”. Jako pierwszy z listy obecności wypisał się stary komputer, definitywnie kończąc swą elektroniczną egzystencję.
Jego agonia była jednak na tyle długa, że w międzyczasie zdążyliśmy zaopatrzyć się w, jak nam się wydawało, godnego następcę. A trafił nam się uparciuch, któremu ciągle coś nie pasowało. A to kable i wtyczki, a to znowu nieodpowiednie sterowniki. W rezultacie przez cały tydzień nie mieliśmy normalnego, czyli domowego dostępu do internetu.
Na domiar złego Ł. musiał wyjechać na trzydniowe szkolenie. Więc Jego też nie było. W mojej skołatanej głowie z kolei zdecydowanie zabrakło pomysłów na posty, więc na blogu wylądowały jakieś zapchajdziury, wymyślone naprędce w pracy, okraszone zdjęciami wygrzebanymi gdzieś z zakamarków pen-drive’a, na którym mam całe swoje archiwum.
Ale zgodnie z porzekadłem, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oblubieniec powrócił wreszcie w domowe pielesze. Spojrzał świeżym okiem na krnąbrne elektroniczne dziecię. W rezultacie przemajstrowaliśmy je nieco od środka, podmieniając kartę sieciową, w czym moje długie, chude palce nieoczekiwanie okazały się całkiem pomocne.
Operacja się udała. Pacjent ruszył z kopyta do działania. Skutkiem czego mogę się teraz pławić w luksusie różnych udogodnień. Internet śmiga szybciutko. Zapasik świeżych zdjęć i pomysłów czeka do wykorzystania. Czegóż więcej potrzeba?
Jednak to całotygodniowe oczekiwanie wystawiło moją cierpliwość na niełatwą próbę. Bo ja z natury strasznie popędliwa jestem. Chciałabym, żeby wszystko działo się już!
Ale gdy tak czekałam na to, co miało się w minionych dniach wydarzyć, pomyślałam o cierpliwości i niewzruszonym spokoju, z jakim potrafią czekać mieszkańcy Afryki. Zupełnie inaczej odczuwają i wykorzystują upływ czasu, nigdzie się nie spiesząc, nie denerwując…
W wielu miejscach na świecie ludzie postępują podobnie. Chyba to tylko w kulturze europejskiej wszyscy tak głupio gonią na oślep w nierównym wyścigu z coraz precyzyjniejszymi zegarkami.
I tak sobie myślę, na cóż mi była cała ta niecierpliwość i irytacja, skoro wystarczyło tylko spokojnie poczekać na szczęśliwe zakończenie? Zaś rozważania o Czarnym Lądzie zaowocowały taką oto etno stylizacją.
bluzka – Camaieu
sukienka /Monsoon/ – Allegro
zamszowa kamizelka – z szafy Mamy
kolczyki i naszyjnik – Allegro
broszka-kwiat – Rossmann i twórczość własna
pierścionek – India Market
bransoletka – Ganga
Ja jestem na tyle nietechniczna, że Ł. musiał niestety ze wszystkim radzić sobie sam. No, z wyjątkiem tego montowania karty sieciowej… 😉
też ostatnio przechodzę zamieszanie z komputerami. co prawda cały czas miałam dostęp do wszystkiego, jednak w momencie kiedy nasza czarna skrzynka zaczeła mulić i za długo mysleć. zdecydowaliśmy na pewien rozwój i przemeblowanie. R całymi dniami wyszukiwał w sklepach internetowych odpowiednich części, budził mnie po nocach żebym zerknęła na testy procesorów i podjęła z nim decyzję który będzie najlepszy. odkurzyliśmy w końcu mój czarny, mroczny komputer – powymienialismy prawie wszystko w środku. docelowo ma wylądować w kuchni na stole, tylko jeszcze potrzebuję do niego dwa monitory 😉