Upał, tramwaje i podarta kiecka
Jaka jest pogoda i temperatura w Stolicy, każdy Warszawiak wie, a przede wszystkim czuje to na własnej skórze. Reszta kraju ma chyba podobnie, więc tu komentarz jest raczej zbędny. Tak, jeszcze kilkanaście godzin temu nieopatrznie wyraziłam nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie lepszy, niż ten wczorajszy. Ale, według starej zasady, nieszczęścia zwykły chodzić parami. U mnie ostatnio to już chyba wręcz czwórkami. Tfu, tfu, żebym w złą godzinę nie powiedziała, bo jeszcze coś gorszego wykraczę…
Aby znowu nie spóźnić się do pracy, wyszłam dzisiaj dużo wcześniej. Pusty, klimatyzowany tramwaj już czekał na pętli. Czegóż chcieć więcej? Ale kilka przystanków dalej okazało się, że niedaleko nim zajadę. Więc, niewiele myśląc, hyc! na zieloną trawkę i na piechotę dowędrowałam sobie do najbliższego przystanku autobusowego. Tam jednak panowały warunki zdecydowanie mniej komfortowe. Wsiąść do autobusu jakoś mi się udało, ale niestety, z wydostaniem się nie poszło już tak łatwo.
Skutkiem czego jedna z moich ulubionych sukienek, podarowana mi przez Agaaf, a dokładniej dolna falbana owej kiecki, niemal poszła w strzępy. Więc z tym, co z niej ocalało w garści przemknęłam się jakoś do pracy. Na szczęście nie spotkałam po drodze nikogo znajomego, bo wyglądałam dosyć karykaturalnie, mnie samej zaś nie było wówczas do śmiechu.
Na szczęście, po szeroko zakrojonych poszukiwaniach, udało mi się zlokalizować „dyżurną” nitkę i igłę. Ta ostatnia okazała się być niemal szewskich rozmiarów i tak krzywa, że bliżej jej było do haczyka na ryby, niż do narzędzia służącego do szycia. Jednak uporałam się z tym jakoś, zaś krawiecka prowizorka wyszła mi nadspodziewanie mocna. W każdym razie przetrwała zarówno godziny pracy, jak i powrót do domu.
Na tym jednak dzisiejszy dzień się nie skończył. Miałam akurat kilka przesyłek do odebrania, więc powędrowałam na pocztę. Oczekiwanie na dokonanie się, nie wiedzieć czemu, tym razem bardziej zawiłych niż zwykle formalności, „uprzyjemniła” mi stojąca przy sąsiednim okienku kobieta, która bezceremonialnie, wziąwszy się nawet pod boki, wprost skanowała mnie wzrokiem. Najciekawszy był jednak tekst, jaki pakując odebrane przesyłki, usłyszałam od innej pani, która stała za mną w kolejce: – O, to teraz tak się listonosze ubierają?!
maksi sukienka /Amisu/ – od Agaaf
kamizelka – lumpeks
opaska – Parfois
chustka/szal – India Market
naszyjnik i kolczyki – Allegro
bransoletka, pierścionek – India Market
Podobne wpisy
Tags: Etno, Kamizelka, Maxi sukienka
Dziękuję. Sukienka ma się dobrze. 🙂 W wolnej chwili zrobię jej dodatkowe przeszycie dla wzmocnienia. Niestety, nie potrzeba ekstremalnych sytuacji, żeby z niektórych ludzi wyszedł skrajny egoizm i kompletny brak wyobraźni. 🙁
szkoda by było. taka fajna kiecka. ludzie na poczcie potrafia być „zabawni” kiedy stoją w kolejce. w tramwajach i autobusach również, choć widziałam ostanio bardzo przykre ludzkie zachowania, jak np. przepychanie się do drzwi autobusu (kierowca specjalnie podjechał tak żeby zatrzymać się na wprost) przed chłopakiem na wóżku inwalidzkim przez kobiety w sile wieku i jakże silnym „biurowym” makijażu.
Dziękuję. Też się cieszę, bo jest nie tylko ładna, ale i bardzo wygodna. 🙂
Śliczna sukienka, dobrze że odratowana 🙂
Najprawdopodobniej któryś ze współpasażerów. Stuprocentowej pewności nie mam, bo w tamtym momencie skupiona byłam przede wszystkim na tym, by mnie nie stratowano przy wysiadaniu z autobusu. 🙁
ale to ktoś Cię przydepnął czy Ty sama siebie?
agg: To musiało być naprawdę mocne przydepnięcie/szarpnięcie, bo przecież wcześniej było wszystko w porządku. Przeżyła kilka prań w pralce i nic jej się nie stało.
jeilliebean: Dziękuję bardzo. 🙂
jaka przepiękna kamizelka! świetnie wyglądasz:)
a wiesz ja ją chyba też kiedyś naderwałam. tzn naderwałam na pewno którąś sukienkę i potem zastanawiałam się która to była. i tak mi wyszło, że to chyba ta i zorientowałam się, że dałam Ci felerną kieckę