Wartość względna

Filed in Kolor, Maxi spódnica by on 20/11/2011 3 komentarze

Każda rzecz na świecie jest warta tyle, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić lub dla niej poświęcić. Dobrym przykładem na potwierdzenie tej tezy są ubrania i droga, jaką pokonują z fabryki do naszych szaf.

Powszechnie wiadomo, że obecnie większość ciuchów jest produkowana w Chinach bądź Indiach, ewentualnie w kilku innych krajach azjatyckich, czyli tam, gdzie tzw. „siła robocza” jest najtańsza.W praktyce oznacza to rzesze ludzi gotowych pracować za każde pieniądze. Nie ma co się łudzić, wśród nich jest także wiele dzieci.

Gdy już taki ciuch powstanie, w zależności od tego, jaką metką został opatrzony, trafia do mniej lub bardziej eleganckiego sklepu, sieciówki, indiamarketu, do hali targowej bądź na bazar. Odpowiednio zmienia się również jego cena. Bo marka, dłuższa lub krótsza lista pośredników itd.

A po jakimś czasie, bywa, że nawet po jednym sezonie, takie ubranie ląduje w pojemniku na odzież używaną, teoretycznie przeznaczoną dla osób ubogich. W praktyce jest tak, że po wstępnej selekcji ciuchy trafiają do kontenerów, w których są rozwożone po świecie. Większość rzeczy ląduje w second handach, gdzie znów nabierają wartości.

W Polsce, w zależności od tego, czy taki przybytek mieści się w dużym mieście, czy w mniejszej miejscowości, zwyczajowa cena „za kilogram” waha się od dwudziestu kilku nawet do 100 złotych. Bardzo różnie bywa również z cenami pojedynczych sztuk. Bo od czasu, gdy lumpeksy stały się modne wśród średnio lub nawet całkiem zamożnych osób, ludziom uboższym coraz trudniej się w nich zaopatrywać.

Nie wiem, czy można coś poradzić na te „prawidłowości”, ale jestem pewna, że nie warto przepłacać. Bo przecież tak naprawdę są to tylko mniej lub bardziej zgrabnie połączone kawałki materiału. I, obiektywnie rzecz biorąc, zazwyczaj warte są o wiele mniej, niż ktoś każe nam za nie zapłacić. Ale wybór należny do nas…

A gdy już o względności mowa, to patrząc na zdjęcia ilustrujące dzisiejszy post, mogę spokojnie napisać, że mam fotkę z Kubą Badachem. 😉

maxi spódnica  – India Market
bluzka – bazarek pod Uniwersamem
bluzka cieniowana – lumpeks
kolczyki, pierścionek – Six
naszyjnik – H&M, %
bransoletka – Shiva

Podobne wpisy

Tags: ,

Comments (3)

Trackback URL | Comments RSS Feed

  1. Antica pisze:

    Miszona: Nie do końca rozumiem, od czego tak naprawdę zależy jakość ciuchów w poszczególnych sklepach. Niestety, cena nie jest tu żadną gwarancją. Czasem ciuchy ze sklepu indyjskiego bywają znacznie trwalsze od ubrań z sieciówek, choć są znacznie tańsze.
    gryziołki: W pełni się z Tobą zgadzam. Wydaje mi się, że bazarowy asortyment jest przeznaczony dla mniej wybrednego klienta. Ale i tam można czasem upolować „perełki”. Co do nadruków, to odkąd pamiętam, zawsze unikałam ubrań opatrzonych jakimś hasłem, logiem itp. Na szczęście jest trochę osób, które nie pędzą niewolniczo za sezonową modą. Mnie na przykład zupełnie nie interesuje, co obecnie „się nosi”. Ubieram się po swojemu, usiłując tworzyć coś na kształt własnego stylu. Wrodzony indywidualizm to jeden z moich priorytetów. A poza tym oczywiście jest mnóstwo rzeczy ważniejszych, niż ciuchy. Takich, w które znacznie bardziej warto inwestować. W moim przypadku to wyposażenie mieszkania i moje kolekcje. Dokładnie tak, jak piszesz, wszystko zależy od tego, jakie sobie ustalimy hierarchie wartości.

  2. gryziolki pisze:

    Myślę, że to tez sprawa priorytetów jakie sie ma zyciu. Naprawdę nie widze różnicy poza ubraniem kupiony w sieciówce, na przecenie czy przez allegro. Dla mnie to nadal jest po prostu ubranie. I jakkolwiek wiem, że i tak wszystkie produkowane są w krajach azjatyckich i jakościowo od siebie niewiele sie różnią, także nie warto za to przepłacać – tak zdaję sobie sprawe tez z tego, że ubrania na bazarkach niestety bardzo często bywaja kiczowate. Po prostu kiczowate. Jednak w sieciówce, która zleca produkcje tych rzeczy w Azji sa osoby które czuwają nad designem ubrań i nadruków na nich. A dla mnie niestety to dość istotne. Na przykład nie wyobrażam sobie kupic mężczyźnie koszulki na bazarku z kolorowym napisem „Sport”. Ani sobie. Bardziej przekonują mnie koszulki sieciówkowe, gdzie do wymyslenia wzorków zatrudniani są graficy… To mnie przekonuje bardziej, duzo bardziej niz w większości nieudolne wzorki na bazarze (chociaż teraz trudno mi to obiektywnie stwierdzić bo dawno nie byłam 😉 ). Mimo to nadal uważam że pozostaje kwestia priorytetów. Wolę za koszulke zapłacić 20 zł niż w sezonie 79 zł, ie robi mi to więszej różnicy czy jest modna czy właśnie z mody wyszła jeśli mi sie podoba i pasuje do mojego stylu. Są ludzie dla których to jest istotne, które najpierw kupią sobie markowe ciuchy z najnowszej kolekcji, natomiast inne rzeczy moga mieć podrzednego gatunku jak np. rower z marketu. U nas wybór jest zupełnie odwrotny: wolę mieć wyczynowy rowerek, trochę sprzętu do fotograii niż modne ciuchy. To trochę tak jak z zakupem samochodu – „musisz” kupić, żeby pokazać że cie stać i sie w zyciu tego dorobiłeś – tak samo musisz mieć modne ciuchy żeby było widać że dbasz o wygląd/znasz sie na modzie/możesz sobie na to pozwolić. Cóż zależy jakie kto ma priorytety….

  3. Miszona pisze:

    Też uważam że nie warto przepłacać 🙂 Ostatnio doszłam do wniosku że odzież z sieciówek wcale nie jest takiej dobrej jakości. Kupiłam rok temu sweter za około 100 zł i już po kilku miesiącach musiałam go wyrzucić. Był cały zmechacony.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *