Wiele hałasu o nic
Kiedyś miałam zwyczaj starannego planowania wszystkiego. Jednak takie dni, jak ten, który właśnie minął, skutecznie mnie wyleczyły. A wszystko zaczęło się od tego, że dostałam zaproszenie na przedsprzedaż nowej kolekcji „Marni at H&M”.
Chciałam więc wybrać się wraz z siostrą, żeby zobaczyć, jak coś takiego wygląda. Jednak przeciwności zaczęły piętrzyć się już w połowie dnia. Miałam skończyć pracę punktualnie o piętnastej, ale niestety, kwadrans wcześniej z niezapowiedzianą wizytą zjawiła się dyrekcja biblioteki. Wyszłam więc dopiero około wpół do czwartej.
Zanim doczekałam się na tramwaj i dojechałam do domu, minęło kolejne pół godziny. Po drodze jeszcze jakieś niewielkie zakupy i obowiązkowe pogaduchy z zaprzyjaźnioną ekspedientką w osiedlowym sklepiku. Ledwie zjedliśmy obiad i ogarnęłam co nieco, trzeba już było szykować się do wyjścia. Wszystko więc jak zwykle biegiem.
Okazało się, że spieszyłam się zupełnie niepotrzebnie, bo na tramwaj znów naczekałam się niemal w nieskończoność. Gdy nareszcie, obie spóźnione, dotarłyśmy do Centrum, u wrót H&M naszym zdumionym oczom ukazała się gigantyczna kolejka dzielnych zmarzluchów, pragnących pomimo wszystko dostać się do sklepu. Pokiwałyśmy głowami z politowaniem, po czym pomaszerowałyśmy na kawę do pobliskiej przytulnej knajpki.
Ale dla mnie wieczór bynajmniej na tym się nie skończył. Kiedy tylko zeszłam do przejścia podziemnego, oczywiście, jak to ja, pomyliłam kierunki i powędrowałam nie na ten przystanek, co powinnam. Gdy już się odnalazłam, znów oczekiwaniu na tramwaj nie było końca.
Kiedy już prawie zamieniłam się w sopel lodu, raczył się nareszcie pojawić. A w nim kwiat praskiej klasy robotniczej. A konkretniej dwaj panowie o wyraźnych skłonnościach do napojów rozgrzewających. Na dodatek wyposażeni w… dwie dwumetrowe metalowe rury i wielką dechę, ponabijaną olbrzymimi gwoździami. Jeden z owych dżentelmenów, pomiędzy atakami iście demonicznego śmiechu, zaczął wyśpiewywać co bardziej „soczyste” szlagiery praskiej „poezji podwórkowej”. Niestety, absolutnie nic z tej lokalnej twórczości nie nadaje się do zacytowania na blogu, pretendującym do miana względnie kulturalnego.
Nagle podróż z tym specyficznym akompaniamentem została brutalnie przerwana falą spalenizny, po czym motorniczy wyprosił wszystkich pasażerów, ogłaszając awarię. Na szczęście z tunelu pod Starym Miastem do najbliższego przystanku było tylko kilka kroków. Oprócz tramwaju mam jeszcze spory wybór autobusów, a te szczęśliwie nie kazały na siebie zbyt długo czekać.
I tak oto skończyła się moja wyprawa do świata mody. Chyba jednak wcale nie przez duże m. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej w przejściu podziemnym wypatrzyłam przytulny sklepik z bielizną i kupiłam kilka par ciepłych rajstop i śliczne czarne getry. Żeby następnym razem, jak mi przyjdzie do głowy włóczyć się wieczorami po mieście, nie musieć tego przeżywać aż tak bardzo na zimno, jak dziś.
maxi sukienka / Okay/ – Allegro
bluzka /Camaieu/ – od Mamy
kamizelka – od ślubnego garnituru Taty
kolczyki, pierścionek – Six
Naszyjnik – H&M, %
bransoletka – Rossmann
torebka /New Look/ – Allegro
Podobne wpisy
Tags: Nasza Praga, Styl i stylizacja, Wydarzenia
Dziękuję bardzo. 🙂
W tej stylizacji podobasz mi się najbardziej ze wszystkich dotychczas zaprezentowanych.
Widocznie gdzieś zabłądził po drodze, bo nie dotarł do mnie. W spamie też się nie schował. Dziękuję. Jak ją wyjęłam z paczki, to trochę byłam zła, że taka długa (ostatnio notorycznie trafiam na ciuchy, których wymiary aukcyjne nijak się mają do rzeczywistości) i w dodatku elastyczna. Ale szybko okazała się super wygodna. Pierwsza prawdziwie doziemista maxi, o którą się nie potykam! Zdecydowanie zasiliła galerię moich ulubienic. 🙂
ej, ja już zostawiałam komentarz, gdzie on jest? no jakoś strasznie się nie rozpisałam, bo napisałam tylko, że sukienka jest śliczna:)
Dziękuję. Tak, „zanurzona w czekoladzie” czuję się najlepiej. Planowanie to generalnie śliska sprawa. Oj, niestety, proceduralna biurokracja rządzi światem. Dobrze przynajmniej, że żadnej pracy do domu nie muszę przynosić.
Ale sukienka boska. Brązy to zdecydowanie Twoje kolory. Coś zdecydowanie ostatnio dni zaplanowane co do minuty nie działają, co? Też lubie wizytacje. Mieliśmy wczoraj i dziś odwiedziny naszych zwierzchników z korporacji. Kazali nam test ze znajomości procedur firmy pisać.