Zimowa autoterapia
Pogoda, że psa nie wygoń. Niemal bez przerwy coś pada z gnuśnego, zasnutego ciemnymi chmurami nieba. Jak nie sypie śnieg, to dla odmiany leje deszcz. Ludzie wokół jacyś tacy poszarzali, przygarbieni. Senni albo nerwowi i opryskliwi. Gdzie się nie obejrzeć, wszystko skłania jedynie do jesienno-zimowej chandry. I nawet wszechobecne świąteczne dekoracje, zamiast cieszyć, przyprawiają o rozdrażnienie i frustrację. Na dodatek znaczną część dnia spędzam w pomieszczeniach niemal całkowicie pozbawionych dziennego światła. I jak tu się nie załamać?
Każdy ma pewnie własne sposoby na sezonową autoterapię. Ja swoje testuję codziennie, jak na razie z całkiem dobrym skutkiem. Po pierwsze odpowiednia ilość snu. Tak naprawdę każdy człowiek ma trochę inne zapotrzebowania, więc trudno tu generalizować. Moje minimum to 5-6 godzin. Na dzień dobry warto zaaplikować sobie porcję przyjemnych dźwięków. U nas w domu muzyka rozbrzmiewa od samego rana, później zaś przez cały wieczór, aż do głębokiej nocy. Kolejna ważna sprawa, to możliwie obfite śniadanie. Czasem bywa z tym problem, bo o godzinie 7 rano trudno coś w siebie wmusić, ale lepiej nie fundować sobie i osobom postronnym symfonii groźnych dźwięków, dochodzących z czeluści głodnego żołądka.
Czas wyjść z domu, trzeba więc pomyśleć o ubraniu. Koniecznie musi być miękkie, wygodne i ciepłe, ale nie przesadnie, bo w pracy sporo czasu spędzam blisko kaloryfera, a nienawidzę się przegrzewać, ponieważ zazwyczaj kończy się to wielogodzinną migreną. Bardzo ważne dla mnie są również kolory, jakie noszę na sobie i mam w najbliższym otoczeniu. Jak nietrudno wywnioskować przeglądając starsze posty, wolę barwy ciepłe, pogodne, ale umiarkowane, raczej bez męczących ekstrawagancji.
Gdy już dotrę do pracy, absolutnie nie mogę się obejść bez co najmniej dwóch, trzech kubków gorącej herbaty. Ostatnio piję ją w kilku wersjach: earl grey, assam z sokiem malinowym, cytryną i imbirem, lub mlekiem oraz cukrem trzcinowym. Choćbym nie wiem jak bardzo była zabiegana, staram się nie zapominać o odpowiedniej ilości jedzenia także w ciągu dnia. Nie wiem, czy jest to powszechnym zjawiskiem, ale ja zimą znacznie dotkliwiej odczuwam głód. Dlatego pilnuję, żeby oprócz kanapek i owoców koniecznie zjeść co najmniej jeden ciepły posiłek dziennie.
By nie kończyć dnia podpierając się nosem i nie warczeć gniewnie na cały świat, staram się co jakiś czas odrywać od wykonywanych właśnie zajęć, zrobić sobie chwilę przerwy, odetchnąć, pomyśleć o czymś przyjemnym. Bardzo pomaga na przykład świadomość, że ważny i bliski mi człowiek tak jak ja trudzi się przez cały dzień, by wieczorem powrócić do wspólnych czterech kątów. Nic tak nie uskrzydla, jak myśl o domu…
sweter – H&M, %
bluzka, bransoletka -Shiva
szarawary – India Market
kamizelka – od ślubnego garnituru Taty
kolczyki – Ciuch-ciuch
pierścionek – India Market
kieł – Ganga
buty – Ambra
bacha-baszka: Ze słońcem to w Warszawie różnie bywa. Ale na szczęście ostatnio nie pada, a dziś rzeczywiście było nawet całkiem ciepło. W pracy okna wychodzą na mury sąsiednich kamienic. Prawie nic przez nie nie widać, więc stan pogody mogę obserwować jedynie rano i wieczorem, przez i po wyjściu do/z pracy.
gryziolki: Dziękuję. Ja z zasady nie noszę krótkich sukienek ani spódnic. Ubiegając pytanie – nogi mam względnie w porządku, ale po prostu nie lubię i już. W ramach wieczornego relaksu, o ile nie siedzę w internecie i na blogu, nałogowo czytam (ostatnio „Siedlisko” J. Majewskiego na podstawie scenariusza mojego ukochanego serialu) i dziergam na szydełku.
Sweter jest rewelacyjny. A nie kusiło Cię kiedyś aby nosić go jako sukienkę/tunikę z legginsami tylko? 😉 Z tą zima masz rację, ludzie jacys rozdrażnieni i źli. Też lubię sobie robić ciepłą herbatę. Na koniec dnia zwykle odstresowuje mnie rysowanie.
No co TY u mnie słońce dziś pięknie świeciło i +7 stopni!!!
Niestety cały słoneczny dzień przesiedziałam w pracy:/
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie:)
bardzo podoba mi się Twój outfit. Lubię oryginalność 🙂
Dziękuję. To właściwie sweter. Jest bardzo miękki i miły w dotyku. A przy okazji anegdotka: gdy przyszłam ubrana w niego do pracy, jedna z koleżanek orzekła, że nareszcie ubrałam coś nowoczesnego. 😉
bardzo podoba mi się Twoja bluzka
jest urocza 🙂